Nareszcie napisałam!! Fremione dla Kiyoko Penguin ♥
Mam nadzieję, że Ci się spodoba. Jeśli nie masz nic przeciwko pojawi się ona również tutaj: Link
Korzystając z okazji zapraszam na nowego bloga ---> Blog
~Chriss
~*~
Fred siedział w swoim domu i popijał Ognistą Whisky. Była jego najlepszą przyjaciółką. W końcu to ona pomogła mu zapomnieć o śmierci brata[1], była jego jedyną towarzyszką w cierpieniu. Pociągnął zdrowy łyk i poczuł przyjemne ciepło, kiedy bursztynowy napój rozniósł się po całym ciele. Po śmierci Georga nie mógł znieść pustki, która go otaczała. Wtedy odzywała się jego czarna natura. Kradł, wyzywał, szydził i krzywdził innych. Kiedy miał tarapaty zawsze zwracał się o pomoc do Hermiony. Oprócz Ognistej była jeszcze ona. Również mu pomagała. Pewnie gdyby nie jej wyciągnięta dłoń, nieraz znalazłby się przed Sądem. Wiedział, że robi to dlatego, że widzi jego cierpienie i za wszelką cenę chce je załagodzić. Opróżnił szklankę i deportował się przed drzwiami kawiarni. Wiedział, że dziś miało odbyć się tam spotkanie Snape’a i McGonagall. Być może zjawi się również Dumbledore2. Obiło mu się o uszy, że stuknięta Trelawney znów przepowiedziała coś ważnego. Nauczyciele mieli spotkać się, by porozmawiać o miejscu ukrycia przepowiedni. Idealna okazja na dowcip. Otworzył drzwi i odnalazł wzrokiem trzy postaci siedzące w rogu pomieszczenia. Obsypał się Proszkiem Niewidzialności i ruszył w ich kierunku. Dumbledore wyciągnął z kieszeni przezroczystą kulę i pokazał pozostałym nauczycielom. Kiedy wszyscy dokładnie ją obejrzeli, dyrektor schował przepowiednię do materiałowej sakiewki, którą wsunął z powrotem do kieszeni szaty. Madame Rosmelda podeszła do ich stolika pytając o zamówienia i pytając o samopoczucie. Był to idealny moment dla Freda. Szybko wyciągnął kulę i puścił po podłodze. McGonagall i Snape zerwali się z miejsc z przerażeniem wpatrując się w przepowiednię turlającą się po kawiarni. Wtedy poczuł, że Proszek traci swą moc. Czym prędzej wybiegł na dwór, lecz nauczyciel eliksirów zauważył skrawek jego szaty. Puścił się biegiem gorączkowo myśląc gdzie mógłby się schować. Od razu skierował się w stronę domu Hermiony. Wbiegł do środka i zdjął pelerynę.
- Miona! Musisz mi pomóc! - Cisnął ubranie w kąt i spojrzał błagalnie na zdziwioną dziewczynę.
- Fred...
- Proszę!
- Uhh... Niech ci będzie. Ale tym razem to ostatni raz! - Spojrzała na niego groźnie, po czym potarła dłońmi skronie. - Coś znów wywinął?
- Nic takiego... Przeszkodziłem Snape’owi, McGonagall i Dumbledore’owi w kawce...
- Skoro mam ci pomóc musisz być ze mną szczery!
- Nie ma czasu! Opowiem ci później... Zaraz tu będą...
- Okey. Siadaj.
- Gdzie?
- Na ziemi!
- Dlacze...
- Po prostu rób co ci karzę! - Warknęła tracąc cierpliwość. Fred posłusznie wykonał polecenie, siadając na białych kafelkach.
- Co teraz?
- Hmm... Musimy ich przekonać, że cały czas byłeś ze mną... - Usłyszeli tupot stup i spojrzeli na siebie ze strachem. - Udawaj, że mnie całowałeś.. Jak tu wejdą musisz udawać oburzenie. Mówienie zostaw mi, jasne?
- Jasne. Tylko dlaczego udawać? - Spojrzał na nią z filuternym uśmiechem. Hermiona przygryzła wargę, żeby się nie roześmiać.
- Bo chyba nie chcesz żebym zwymiotowała ci na koszulkę. - Wybuchnęli śmiechem ale natychmiast się opanowali. Fred powoli zbliżył swoją twarz do twarzy Miony. Dłonią delikatnie odgarnął jej włosy i zaczął wsłuchiwać się w bicie jej serca, które teraz niebezpiecznie przyspieszyło. Spojrzał jej w oczy i zobaczył wstyd i zażenowanie. Uśmiechnął się delikatnie i przybliżył swoje usta do jej warg, co wywołało u niej rumieniec. Podobało mu się to. Wiedział, że ma powodzenie u dziewczyn. Był przystojny i potrafił uwodzić. Teraz odkrył, że działa tak nawet na swoją przyjaciółkę. Już miał ją pocałować, kiedy otworzyły się drzwi i do środka wpadło trzech nauczycieli. Odskoczyli od siebie, Hermiona różowa na twarzy, Fred oburzony.
- Hej! Co to ma być?! Od kiedy to wolno włamywać się do czyjegoś domu?!
- Oh.. Najmocniej przepraszamy... Nie chcieliśmy... przeszkadzać. - Dumbledore uśmiechnął się szeroko spoglądając zza okularów - połówek na chłopaka. - Panno Granger? Czy pan Weasley długo z panią przebywał?
- O tak! Był ze mną od rana. Właśnie... Sobie rozmawialiśmy.
- A czy przypadkiem nie było go dzisiaj Pod Trzema Miotłami?
- Mogę pana zapewnić, że nie oddalił się ode mnie na krok, profesorze.
- No dobrze. Kontynuujcie... rozmowę. Miłego dnia.
- Do widzenia.
- Mogę się założyć, że to był on. - Snape rzucił wściekłe spojrzenie Fredowi, lecz ten patrzył na niego wzrokiem niewiniątka.
- Na czym to skończyliśmy? - Zapytał chłopak patrząc na nią uwodzicielskim wzrokiem.
- Chyba na tym, że wychodziłeś. - Uśmiechnęła się szeroko i popchnęła go lekko w stronę drzwi. - I pamiętaj, że to był ostatni raz!
- Tak, tak. Do zobaczenia. I dziękuję.
- No leć już. Zaraz przyjdzie Neffie.
- Moja śliczna blondyneczka? To może zostanę?
- Nie, nie, nie. Ty już musisz iść. Papa!
~*~
- Wiesz, że Zabini pytał o ciebie? - Zmieniła temat Hermiona.
- Tak? A co chciał wiedzieć? - Blondynka delikatnie się zarumieniła.
- Zastanawiał się gdzie bez niego zniknęłaś i dlaczego zostawiłaś go ze złamanym serduszkiem. - Obie wybuchły śmiechem. Godzinę później Neffie żegnała się z przyjaciółką wracając do siebie.
~*~
- Blaise? A co ty tu robisz? - Hermiona zdziwiona spojrzała na wykrzywioną bólem twarz kolegi. - Co się stało?!
- Ona... Neffie... Nie żyje! - Zakrył rękami twarz, tłumiąc szloch.
- Nie... - Dziewczyna zbladła i po chwili osunęła się po framudze drzwi.
~*~
Zawsze chciała być ptakiem, latać, czuć na twarzy powiew wiatru... Wstała. Nogi same ją niosły, lecz nic jej to nie obchodziło. Chciała tylko wyrwać się ze szponów rozpaczy i uciec od przytłaczającego, wewnętrznego bólu. Po chwili stała u podnóża klifu. Zaczęła się wspinać. Spojrzała w dół. Wzburzone fale rozbijały się o skały, znajdujące się piętnaście metrów pod nią. Zamknęła oczy. Rozpostarła ramiona i rozkoszowała się wiatrem, który rozwiewał jej włosy. Wystarczy zrobić malutki kroczek i poleci... A później nie będzie czuła już nic...
- Hermiono! - Usłyszała tak dobrze znany jej głos. - Proszę! Nie rób tego! - Wyczuła błagalną
nutę. - Zostań. Ze mną... Ona by tego nie chciała! - Głos się załamał. Otworzyła oczy i powoli się odwróciła. Spojrzała w błękitne oczy chłopaka.
- Nie mogę, Fred... Nie potrafię... Już dłużej nie wytrzymam tej... pustki i bólu! Wybacz...
- Proszę! Zrób to dla mnie...
- Żegnaj Fred. - Skoczyła. Uczucie było niesamowite. Czuła się wolna. Poczuła, że się uśmiecha. Rety! Ona się uśmiechała! Nie pamiętała już kiedy ostatnio to robiła. Leciała. A później uderzyła w taflę wzburzonej wody. Lodowata ciecz wleciała do jej nosa i ust. Rozdzierała jej gardło, zalewała płuca rozpalając niczym ogień. Powoli opadała na dno... Umierała. I wtedy pojawił się przed jej oczami. Nieziemsko piękny, wpatrujący się w nią ze złością i bólem. Był niczym anioł. Podpłynął do niej i chwycił ją w ramiona. Zamknęła oczy i z uśmiechem na ustach poddała się ciemności.
~*~
Po chwili poczuł delikatny ruch. Zerwał się na równe nogi i spojrzał na przyjaciółkę. Jej klatka piersiowa powoli unosiła się i opadała. Otworzyła oczy i zamrugała kilka razy oślepiona światłem.
- Gdzie jestem? Co się stało? - Z jej gardła podrażnionego słoną wodą wydobył się zachrypnięty szept.
- Skoczyłaś! Jak mogłaś to zrobić idiotko?! - Na jego zapłakanej twarzy pojawił się uśmiech pełen ulgi. Mocno ją przytulił. Następnie zdjął flanelową koszulę i zarzucił ją na przemokniętą dziewczynę. Wziął ją na ręce i zaniósł do swojego domu. Tam położył ją w wygodnym łóżku, gdzie od razu zasnęła. Przykrył ją kocem, postawił na stoliku szklankę wody i delikatnie musnął jej policzek swoimi ustami. Uśmiechnęła się przez sen, a on opuścił pokój.
~*~
Śniła. Był to bardzo dziwny sen. Stała w pięknym ogrodzie. Dookoła rosły wysokie drzewa, śpiewały ptaki, latały motyle. Nagle, ni stąd ni zowąd, tuż koło niej pojawiła się Neffie. Zdziwiona rzuciła się przyjaciółce na szyję, mocno tuląc ją do siebie.
- O Rety! Neffie! Czyli jednak umarłam? Znów będziemy razem!
- Hermiono. Dlaczego skoczyłaś? Dlaczego chciałaś się zabić?
- Bo... Bo bolało. I już nie mogłam wytrzymać tego bólu. Chciałam znaleźć się tam gdzie ty!
- To jeszcze nie twój czas.
- Ale przecież umarłam! Prawda?
- Nie, Fred cię uratował.
- Ale... To dlaczego cię widzę?
- To tylko sen. Wróć do niego. On cię potrzebuje. A ty potrzebujesz jego.
~*~
przez gruby dywan. Spojrzała za siebie i ujrzała Freda.
- Jak się czujesz? - Zapytał z troską w głosie.
- Bywało lepiej. - Uśmiechnął się do niej szeroko. - Dziękuję. Że minie uratowałeś. - Znów spochmurniał.
- Dlaczego to zrobiłaś?
- Sama nie wiem. Byłam głupia.
- Ty? To słowo w żadnym wypadku do ciebie nie pasuje.
- W tym przypadku, chyba jednak pasuje.
- Nawet w tym przypadku. Masz - rzucił w jej kierunku bluzkę - pewnie jest na ciebie za duża, ale zawsze lepsze to niż to co masz na sobie. - Rzeczywiście. Jej ubranie stało się suche od słonej wody. Chwyciła koszulkę i wstała.
- Gdzie jest łazienka?
- A już myślałem, że przebierzesz się tutaj... - Udał smutek. - Drugie drzwi na prawo. - Odprowadził ją wzrokiem.
Weszła do ogromnej łazienki. Od razu podeszła do olbrzymiej wanny i zaczęła napuszczać do niej wodę. Chwyciła małą buteleczkę z płynem różanym i wlała odrobinę do parującej wody. Zrzuciła z siebie sztywną bluzkę i jeansy i z przyjemnością zanurzyła się w gorącej substancji. Leżała tak może 15 minut. Z westchnieniem owinęła się miękkim ręcznikiem. Chwyciła koszulkę Freda i naciągnęła ją na siebie. Była taka duża, że mogła uchodzić za sukienkę. Uśmiechnęła się do siebie i wyszła z łazienki. Weszła do pokoju, w którym się obudziła. Fred siedział na kanapie pochylony nad książką. Wyglądał tak pięknie, gdy czytał! Zauważył, że mu się przygląda. Spojrzał na nią, a w jego oczach odmalowało się pożądanie. Podeszła do niego i usiadła mu na kolanach.
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi, tak?
- Przyjaciółmi, którzy lubią robić to... - Delikatnie musnęła jego usta swoimi wargami. Poczuła, że się uśmiecha. Przywarł do niej namiętnie ją całując. Zamknęła oczy i oddała się rozkoszy.
2 Dumbledore nie zginął, nadal obejmuje stanowisko dyrektora Hogwartu. - przyp. Autora.